W ramach wieczornych spotkań między klinicznych poszedłem na swój stary oddział. Dlaczego stary? To zacznę od początku...
W niedzielę leżę sobie jak los przydzielił na trójce wraz z dwoma szczęściarzami co w poniedziałek chcieli już wychodzić. Jest mi dobrze bo padło na wyrko pod oknem. Zasięg na jedną mini kreseczkę aż do mojej poduszki. No mniodzio i w ogóle... spokojnie gawędzimy i tak zastaje mnie poniedziałek.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa mają mnie ciachnąć. Przychodzi lekarz, rozmawia, zbiera zgody na zgon i przekazanie organów. Siostry pobierają co miały pobrać, idę na echo i takie tam. Potem okazuje się, że w moim pokoju faktycznie wszyscy dostają wypisy. Co więcej dostałem go i ja.
Wypisano mnie na inny oddział bo sala ta staje się salą kobiecą. Na nic przekonywania, że nie różnię się aż tak od kobiet i że w zasadzie z wieloma się nawet dobrze dogaduję więc mogę zostać.
Przenoszą mnie na "Nadciśnienia". Sala ze znacznie lepszym zasięgiem sieci ostatecznie mnie przekonała. Jest na niej wspomniany już wcześniej nie wygadany męczennik. Też jak ja przyjęty w niedzielę.
Teraz część o między klinicznych kontaktach.
Ponieważ sala na innym oddziale i siostry tu jakieś inne a jedna to nawet chodzi z jakimś takim welonem o wszystko trzeba się upominać. O lekarza, o zastrzyk, inne dotąd przyjęte zwyczaje tu nie obwiązują. Jak chce się lek, trzeba iść do tej w welonie, jak zastrzyk lepiej samemu sobie zrobić, o poranną temperaturę zostałem zapytany i na podstawie wiedzy eksperckiej podałem 35.9 - i taką wpisano w kartę.
Taki więc opuszczony i osamotniony łażę (co by nie słuchać gadacza) czasem na swój poprzedni oddział. Tam łowię newsy. Jest tak: lekarzy ciachających jest trzech. Ciachać mnie miał drugi. Trzeci ciacha tylko drastyczne przypadki, a pierwszy się uczy. Dziś na stół trafiło trzech nieszczęśników. Dwóch walczy teraz z ciężką gorączką. Jeden ma dosyć rozległy wylew, a jeden z nich jeszcze coś nie fajnego. Dlaczego? Jedynka dziś cięła!
Jutro też ma ciąć, więc rano rzucam się na śniadanie! Nawet jak by był mielony z dzisiejszej kolacji omlet w sosie z zupy, której też nie jadłem rzucam się aby nie być na czczo i nie trafić na stół.
Z tym odkryciem wracam do mojego gadacza a ten się cieszy, że go jutro robią!
Powiedzieć mu czy nie?