W szpitalu panuje głód. Nie mały głód, który występuje w telewizji, ale wyrombiście wielgastyczny GŁÓD afrykanersko pustynno bezdeszczowy.
Nie będę dużo o tym pisał bo nie jestem jakimś fanatycznym zażeraczem - ale kanapka chleba smarnięta lekko jakąś zjełczałą margaryną (a może nie byla zjełczała tylko miała taki unikalny wyszukany smak - nie znam się jadam masło), 2 plasterki mielonki ucięte z najwyższą starannością na jakiejś mega specjalistycznej pile (bo co jest w stanie odkroić plaster mający 2 wiązania atomowe grubości), to chyba lekka przesada.
Herbaty nie było o kawie i ciepłych bułeczkach zachowuję wspomnienie - tak łatwiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz