poniedziałek, 21 lipca 2008

obiad zjedzony dzień zaliczony

12.30
coś co lekko śmierdziało zaczęło śmierdzieć bardziej
12.45
już wiadomo to obiad
13.00
potępieńcze popiskiwania ustały pod naszymi drzwiami
13.01
buchnęło wpadły dwie czepkowe policzyły ludzi wstawiły barszcz i coś pod przykrywką
13.02
zauważyły nowego - czyli mnie - choć siedziałem sobie taki malutki, maluteńki...
- Pan "Nowy" - nie ma obiadu, nikt mnie nie powiedział - czeba mówić,
Nie odezwałem się
13.05
pierwsi szczęśliwcy oddają talerze po barszczu, podnoszą przykrywki.
13.06
muszę nabrać powietrza co oni ugotowali - zaczynam się martwić co z moimi kotami,
13.20
wszystko zjedzone, Pani czepkowa wraca pyta od której tu jestem - nie wiem czy się lepiej nie odzywać - mówię wreszcie cichutko:
-od rana,
- To sie należy drugie - było mówić
13.35
przyszło drugie,

Zezwierzęciłem się - nie dali sztućców - zjadłem, wiem już jak całe życie musiał sobie radzić mój ukochany pies Traper - niech lekko mu się biega za kotami po niebieskich preriach - amen

Obiad zjedzony dzień zaliczony.

1 komentarz:

Rodzyn pisze...

Czy obiad miał wąsy ?? Jeśli tak to kot jak nie to spokojnie :) tam z Anina blisko do lasu :)